Vice, czyli tajemnice Białego Domu



Już trzy lata temu w strasznie niedocenionym na gali Oscarów Big Short (do dziś nie mogę przeboleć, że film ten przegrał z zaledwie poprawnym „Spotlight”) Adam McKay pokazał jak te wydawałoby się nieefektowne tematy przedstawić w nowoczesny, błyskotliwy i przede wszystkim atrakcyjny sposób dla współczesnego odbiorcy. W Vice (2018) reżyser podążą tą ścieżką, oblekając w formę fabularyzowanego eseju filmowego biografię jednego z najbardziej kontrowersyjnych polityków ostatnich dekad, szarej eminencji Białego Domu, Dicka Cheneya.

"Vice" (2018, dir. Adam McKay)
Dick Cheney do dziś pozostaje postacią niezwykle zagadkową,
ale dzisiaj jest już jasne, że miał ogromny wpływ na kształt amerykańskiej polityki.


McKay wykorzystuje jednak postać głównego bohatera jako swoisty model współczesnej polityki. Wieloletnią działalność Cheneya, który wszakże w przeróżnym wymiarze sam brał czynny udział w wielu, jak się później okazało kluczowych przemianach, wykorzystuje jako punkt wyjścia do opisania dzisiejszych problemów i napięć. Reżyser bardzo wnikliwie analizuje genezę widocznego dookoła populizmu i dokładnie opisuje jego aktualne skutki, modę na fake newsy czy też „alternatywne fakty”, czający się za rogiem autorytaryzm oraz totalną bezideowość tzw. elit, które dla zdobycia władzy i wpływów przybierają odpowiadające wyborcom maski. To ostatnie McKay przedstawia zresztą niezwykle dobitnie. Gdy w jednej ze scen bohater pyta swojego patrona Donalda Rumsfelda o to, w co właściwie wierzą, jakie reprezentują wartości, ten wybucha histerycznym śmiechem, który słychać jeszcze długo po zatrzaśnięciu drzwi przed nosem młodego i jeszcze nieco naiwnego wtedy polityka.

To właśnie wspomniana żądza władzy i idące za nią pieniądze oraz wysoki status społeczny kierują działaniami Cheneya. Początkowo są ona pobudzane u bohatera przez bardzo ambitną dziewczynę, a późniejszą żonę Lynne, która zdaje sobie sprawę, że jako kobieta nie ma szansy osiągnąć swoich celów, więc wszelkie nadzieje przerzuca na Dicka, któremu stawia sprawę jasno: albo staniesz się kimś i będziemy żyć długo i szczęśliwie, albo znajdę na twoje miejsce kogoś innego. Charakterystyka bohaterki, jej wyrachowana inteligencja, zostaje tutaj doskonale wygrana przez jak zwykle świetną, przyciągającą wzrok Amy Adams. Nie gorszy jest oczywiście również Christian Bale, skryty pod doskonałą charakteryzacją, wyciągający te drobne, niuansujące postać szczegóły, jak choćby ogromne oddanie rodzinie, które w pewnym momencie, gdy młodsza córka wyznaje, że jest homoseksualna, brutalnie kończy dotychczas nieprzerwany rozwój jego politycznej kariery. Te drobne detale odpowiednio balansują nasyconą krytykę postaci w wykonaniu samego McKaya, podbudowując wielowymiarowość postaci, sprawiając, że staje się ona rzeczywiście pełnokrwista.

"Vice" (2018, dir. Adam McKay)
Na ekranie fascynująco prezentuje się pojedynek aktorski
Christiana Bale'a i Amy Adams, czyli filmowych Dicka i Lynne Cheney.


Z czasem jednak Cheney zaczyna się usamodzielniać. Mimo oporów żony porzuca spokój amerykańskiego snu, na który przez lata tak ciężko pracował, aby posmakować najwyższej władzy. W duecie z Georgem W. Bushem startuje w wyborach prezydenckich jako kandydat na tytułowego "wice". Przy tym owleka sobie wokół palca młodego Busha tak, jak przed laty robiła to z nim jego żona. Niedoświadczony Republikanin, który przez lata będzie sprawował urząd prezydenta, nawet nie wie, że stał się zaledwie marionetką w rękach kierującego wszystkim z tylnego siedzenia bohatera, który dla własnych zysków i zwykłej satysfakcji z posiadania władzy w rękach rozpęta wojnę, mającą swoje reperkusje do dzisiaj.

W tym wszystkim McKay pozostaje jednak niezwykle dokładny. Z zacięciem reportera śledczego przedstawia wszystkie kluczowe fakty, konteksty i postacie. Nie jest jednak tak bezczelny jak bezpośrednio szydzący i próbujący ośmieszać Busha Michael Moore w Fahrenheit 9/11 (2004). Mimo że czasami pozwoli sobie na zgryźliwy komentarz albo komediową scenę, McKay utrzymuje poważny ton filmu, wiedząc, że obrany temat po prostu tego wymaga. Przy tym uatrakcyjnia narrację dla współczesnego widza. Reżyser już na samym początku, wykorzystując internetowe virale w tle stwierdza ustami narratora, że pracujący coraz więcej za coraz mniej pieniędzy ludzie nie chcą w wolnych chwilach myśleć o poważnych sprawach. McKay bawi się więc narracją, tu nawiązując do popkultury, tam korzystając z doświadczeń YouTube’a, w niektórych miejscach stosując grafiki godne programów informacyjnych, a gdzieś indziej igrając z awangardą filmową.

"Vice" (2018, dir. Adam McKay)
McKay znowu zabawił się kinem, aby w przystępny sposób
zainteresować widzów ważnymi tematami debaty publicznej.

Na początku pisałem, że Vice prezentuje się poniekąd jako fabularyzowany esej filmowy. Twórca podporządkowuje opowieść myśli przewodniej filmu, czyli ukazaniu mechanizmów kierujących dzisiejszą polityką. Wykorzystuje do tego również zmyślne montaże, których nie powstydziłby się sam Lars von Trier. Dla przykładu, scena dyskusji Cheneya z Bushem, w której negocjują warunki jego zgody na ewentualną wiceprezydenturę, przeplatana jest z ujęciami łowienia ryb przez głównego bohatera i zarzucania przez niego przynęty. Wymowne a zarazem szalenie efektowne i efektywne. Widać to zresztą również w wątku tajemniczego narratora, który z jednej strony okazuje się tą zwykłą jednostką dotkniętą przez destrukcyjne decyzje elit, a z drugiej w pewnym momencie staje się kluczową postacią w życiu samego bohatera. McKay wykorzystuje jednak bardzo umiejętnie tę zagadkę, aby zaangażować widza, ciągle z nim igrać i nieprzerwanie utrzymywać jego uwagę.

Reżyser zdecydował się nawet na popularny zabieg kina superbohaterskiego, czyli scenę po napisach, w której ponownie przenosimy się do badanej pod kątem nastrojów opinii publicznej grupy kontrolnej. Wcześniej wykorzystując ten wątek McKay tłumaczył m. in. w jaki sposób republikanie zmienili podejście społeczeństwa do niewygodnego dla najbogatszych podatku od spadku po prostu zmieniając w mediach jego nazwę na "podatek od śmierci", który oburzył nawet liberalnych komentatorów. Tymczasem po napisach widzimy autotematyczny, nawiązujący do samego filmu komentarz odnośnie współczesnej debaty publicznej, gdzie w ramach grupy kontrolnej dochodzi do spięcia między konserwatystą popierającym Trumpa i liberałem. Oczywiście wymiana uprzejmości szybko przeradza się w bójkę, która nie wywołuje żadnego zainteresowania reszty zgromadzonych, z których dwójka wykorzystuje tę chwilę na rozprawę o zwiastunie nowych Szybkich i wściekłych. W ten sposób McKay kieruję uwagę na widza, czyli potencjalnego wyborcę i tylko podkreśla puentę fantastycznego, kończącego wcześniej film monologu Cheneya. „Służenie wam było dla mnie zaszczytem. To wy mnie wybraliście. I zrobiłem dokładnie to, o co prosiliście.”

Vice
2018, reż. Adam McKay



Komentarze