"Czarne Bractwo. BlacKkKlansman", czyli Spike Lee na wojennej ścieżce


Nie da się mówić o tym filmie bez społeczno-politycznego kontekstu, w którym powstał, szczególnie mając na uwadze, że Czarne Bractwo. BlacKkKlansman (BlacKkKlansman, 2018, reż. S. Lee) jest wyraźnie dziełem reakcyjnym, a Spike Lee stara się budować tę konotację między przeszłością i rzeczywistością współczesną.

"BlacKkKlansman" (2018, dir. S. Lee)
Stallworthów dwóch, czyli Adam Driver i John David Washington


W połowie sierpnia 2017 roku w Charlottesville w stanie Virginia doszło do otwartych, brutalnych zamieszek między protestującymi zwolennikami prawicy i lewicowymi kontrmanifestantami. Nie jest to miejsce, żeby rozwodzić się o szczegółach i wchodzić w meandry sporu. Faktem jest natomiast, że protest prawicy wywołany został decyzją miejskiej rady o usunięciu z miasta pomnika upamiętniającego Roberta E. Lee, generała armii Konfederatów z czasów wojny secesyjnej. Faktem jest także, że ruchy skrajnie prawicowe, w tym choćby Ku Klux Klan, Neo-Konfederaci oraz Neo-Naziści, których symbole powiewały na wielu flagach podczas protestów, postanowiły wykorzystać to wydarzenie jako moment zjednoczenia i pokazania swojej siły. Trzeba mieć też w pamięci, że miesiąc przed zamieszkami w Charlottesville odbył się tam protest niesławnego Ku Klux Klanu. I w końcu, tragicznym faktem jest, że jeden z członków prawicowego protestu wjechał samochodem w kontrmanifestantów, doprowadzając do poważnych obrażeń u wielu uczestników oraz zabijając młodą kobietę. Nic więc dziwnego, że lęki i niepokoje toczącej się od paru lat ideologicznej wojny, toczącej się zresztą nie tylko w Ameryce, ale również na całym świecie, za Oceanem dodatkowo przybrały na sile.

BlacKkKlansman jest reakcją na te niedawne wydarzenia, na niespokojne nastroje społeczne, które podsycają skrajne emocje. Spike Lee postanowił więc wziąć na warsztat przewrotną historię Rona Stallwortha, który był pierwszym czarnoskórym policjantem w Colorado Springs i pod koniec lat 70. w tajnej akcji próbował przeniknąć, z niemałymi sukcesami, w struktury ciągle próbującego odbudować swoją siłę Ku Klux Klanu. Reżyser oparł fabułę filmu na wspomnieniach bohatera, spisanych w wydanej w 2014 roku książce Black Klansman. I chyba nie trzeba dodawać, że ten absurdalny motyw Afroamerykanina próbującego zapisać się do niechlubnej rasistowskiej organizacji jest doskonałym materiałem komediowym. Lee wykorzystuje te tony, wplatając w nie konteksty czarnej kultury i próbując ośmieszać radykałów, w większości przedstawionych karykaturalnie. Przy tym reżyser cały czas buduje związki przeszłości z współczesnością, choćby gdy w jednej z wielu komicznych scen telefonicznych rozmów bohatera z Davidem Duke’em, ówczesnym Wielkim Czarodziejem Ku Klux Klanu, głównodowodzący organizacji po chwili w końcu znajduje odpowiednie słowo i stwierdza, że „Ameryka znów musi być wspaniała”, nawiązując oczywiście do wyborczego sloganu Donalda Trumpa.


"BlacKkKlansman" (2018, dir. S. Lee)
BlacKkKlansman to zawadiacka, przewrotna komedia,
która pod płaszczykiem rozrywki stara się przemycić poważniejsze tematy


Nie zawsze jest jednak tak humorystycznie, bo Lee wprowadza wątki bardzo poważne, choćby zestawiając w montażu równoległym inicjację nowych członków Ku Klux Klanu ze spotkaniem stowarzyszenia Afroamerykanów, podczas którego starszy mężczyzna wspomina doświadczenia bestialstwa rasizmu z dzieciństwa. Niestety, nie zawsze twórca robi to tak zgrabnie, a epilog filmu przekracza granicę wymowności i staje się nieco nieznośnym biciem obuchem po głowie. Oczywiście jasne jest, po której stronie opowiada się reżyser, ale momentami całkowicie nieświadomie popada w hipokryzję, na przykład gdy niepokojące, podsycające negatywne nastroje i cały czas nawiązujące do wojny przemówienie jednego z liderów czarnoskórej społeczności usprawiedliwia ustami protagonisty, że „to tylko retoryka”. Ta naiwność przenosi się również na fabułę, która miejscami bazuje na wewnętrznie życzeniowym świecie przedstawionym i przyjemnych, acz prostych schematach.

A film znacząco zyskuje, kiedy Lee jednak niuansuje postacie, jak w scenie rozmowy Stallwortha ze swoim partnerem Flipem Zimmermanem (w brawurowej interpretacji Adama Drivera). Zimmerman odgrywa bohatera na spotkaniach z członkami Ku Klux Klanu, podczas których spotyka się z nienawiścią kwestionującą jego neutralną postawę. W ten sposób zaczyna zastanawiać się nad swoim własnym, w ogóle nie celebrowanym żydowskim pochodzeniem, analizuje jego skutki i sposoby, w jaki na niego wpłynęło. W tej jednej scenie Driver pokazuje swój potencjał, na chwilę wyciszając bohatera przymuszonego przez kontakty z Klanem do rzucania z wdziękiem kolejnych absurdalnie rasistowskich tekstów. I może chciałoby się tego nieco więcej, ale Spike Lee skupia się jednak przede wszystkim na łączeniu pasjonującej rozrywki z wyrazistym manifestem. A w tych kategoriach, mimo pojedynczych potknięć, BlacKkKlansman prezentuje się naprawdę dobrze.


Czarne Bractwo. BlacKkKlansman
BlacKkKlansman, 2018, reż. Spike Lee



Komentarze