"Suspiria", czyli dwuznaczne westchnienie


Sztuka remake’ów jest niemałą pułapką, na której można polec stosunkowo łatwo. Tym bardziej należy oddać Guadagnino co jego, że odcisnął na Suspirii (2018) wyraźne piętno i starał się uszlachetnić kultowy horror kinem autorskim. Pytanie, czy ta totalna swoboda twórcza nie wywołała chaosu, który składa się w całość tylko w głowie reżysera.


"Suspiria" (2018, dir. L. Guadagnino)
W remake'u w końcu zostaje nam ukazana ta cała otoczka szkoły tańca.

Kultowa Suspiria (1976) Dario Argento wydawała się jednym z wdzięczniejszych filmów do odświeżenia, bo zostawiła wiele do ponownego zinterpretowania. Włoski twórca podporządkował narrację kolorom, dźwiękom i muzyce, zamiast opowiadania wybrał taktykę ciągłego stymulowania zmysłów. I niby podstawy historii zostają nam przedstawione, ale mają one całkowicie marginalne znaczenie, a samej akcji daleko do klasycznej narracji przyczynowo-skutkowej. To nie dbałość o logikę fabuły, która co rusz sprawia problemy, to nie dokładne ukazanie świata przedstawionego, który prezentuje się zaledwie jako pobieżny szkic, a właśnie bodźce i ich oddziaływanie na widza były clou filmu. Oryginalna Suspiria była swoistym eksperymentem, poprzez własną formę zadawała pytanie, na ile można budzić strach samym tworzywem filmowym.

W remake’u Gudagnino wchodzi głębiej w meandry fabularne. Jest rok 1977. Berlin znajduje się pogrążony w chaosie spowodowanym terrorystycznymi akcjami przedstawicieli skrajnej lewicy, w tym przede wszystkim niesławnej Grupy Baader-Meinhof. W tym czasie do podzielonej po II wojnie światowej stolicy Niemiec przybywa Amerykanka Susie Bannion (Dakota Johnson), która buntuje się przeciwko konserwatywnej rodzinie i pragnie podążać drogą własnych marzeń. A że młoda dziewczyna zafascynowana jest tańcem, to próbuje dostać się do uznanej Akademii Tańca Markos w Berlinie Zachodnim, gdzie lekcje prowadzi m. in. legendarna choerografka Madame Blance (Tilda Swinton). Susie bardzo szybko przekonuje do siebie wymagające nauczycielki i błyskawicznie staje się jedną z najlepszych uczennic. Cieniem na jej sukcesie kładzie się jednak tajemnica zniknięcia Patricii Hingle, wychowanki Akademii, która utrzymywała kontakty z członkami ugrupowania Baader-Meinhof, ale zarazem wysnuwała przerażające teorie o samej szkole tańca. W rozmowach z psychoterapeutą Josefem Klempererem (ponownie Tilda Swinton, kryjąca się pod całkiem przekonującą charakteryzacją) snuła pełne grozy przypuszczenia o siejącym grozę sabacie wiedź prowadzącym szkołę tańca Markos.


"Suspiria" (2018, dir. L. Guadagnino)
W remake'u taniec staje się kluczową częścią narracji,
budującą ten dwupoziomowy rozwój bohaterki.


Guadagnino idzie na całość i z Suspirii robi przypowieść o odkrywaniu siebie i zewnętrznych wpływach, które ciągle odciskają swoje piętno na naszym charakterze, powodując wewnętrzne rozdarcie. Wyraźne odniesienia do psychoanalizy reżyser zaznacza już na samym początku filmu, tu powołując się na "psychologię przeniesienia" Junga, tam nawiązując do symulakru, a jeszcze gdzie indziej przywołując Lacana. Nieprzypadkowo Guadagnino umieszcza też akcję w rzeczywistości Niemiec po II wojnie światowej, w której dochodzi do wewnętrznych tarć ideologicznych, wywołanych traumą nazizmu. Podobnie jak klasyk kina naszych zachodnich sąsiadów Rainer Werner Fassbinder, włoski reżyser podbudowuje fabułę o kontekst zawiłej historii Niemiec, tego dojmującego uczucia wstydu i potrzeby oczyszczenia, które narastało w kolejnych pokoleniach.

Problem w tym, że narracja Suspirii wydaje się strasznie chaotyczna, kluczy między kolejnymi rozwijanymi warstwami, bo oprócz wspomnianych wątków znajdziemy tu także problemy macierzyństwa, władzy i kolejnych odmian ideologii. Tymczasem, w przeciwieństwie do skupiającego się na czymś w ogóle innym oryginału, remake stara się opowiadać, a wręcz debatować poprzez fabułę, która zachowuje precyzję w głównym rdzeniu, ale postacie i intrygi je oplatające traktuje dość podmiotowo, momentami zaburzając logikę świata przedstawionego. Ten nieco chaotyczny, ale wyraźny rys autorski odsuwa Suspirię bardzo daleko od gatunkowości horroru, nawet mimo kilku niezwykle emocjonujących scen, które budowane są przede wszystkim na dźwięku, w ten sposób oddając hołd kultowemu oryginałowi. Guadagnino zaserwował więc widzom nie lada orzech do zgryzienia, przez który westchnienia zachwytu non stop mieszają się z westchnieniami mimo wszystko pewnej dozy zawodu.

Suspiria
2018, reż. Luca Guadagnino






! SPOILER CORNER !

Ta mnogość wątków, z których wiele zachowuje dość mętne znaczenie, sprawia, że efektowny finał może wywołać wiele problemów. W zakończeniu dochodzi do wielkiego przewrotu. Podczas rytuału mającego na celu przeniesienie umysłu Markos ze starego, niemal doszczętnie zniszczonego ciała do tego młodego Susie, dającego wiele możliwości, bohaterka ujawnia swoje prawdziwe oblicze. Niepozorna Bannion okazała się być jedną z prawdziwych Matek, Matką Westchnień, ujawniając kłamstwo Markos, która przez lata utrzymywała w szachu inne wiedźmy samowolnie przypisując sobie tytuł Suspiriorum. Wydaje się, że z biegiem fabuły Susie stopniowo odkrywała samą siebie i własne prawdziwe oblicze, ale być może jej rodzona matka, która tak bardzo ją odtrącała, wiedziała o tym od samego początku. W pewnym momencie mamy przecież ujęcie pokazujące ostatnie namaszczenie kobiety, która stwierdza, że jej największym grzechem była właśnie najmłodsza córka. Jakiekolwiek domniemywania o genezie podobnej do tego z Dziecka Rosemary (1968, reż. R. Polański) wydają się za daleko idące, ale mimo wszystko całkiem możliwe.



"Suspiria" (2018, dir. L. Guadagnino)
W efektownym zakończeniu Susie ukazuje swoje prawdziwe, mroczne oblicze.


W każdym razie, rytuał zostaje przerwany i Susie, a raczej już teraz Suspiria, rozprawia się z Markos i całą popierającą ją frakcją wiedźm, a później odbudowuje Akademię na już oczyszczonych podstawach. Zdaje się, że również z Madame Blanc u boku, która zapewne została przywrócona do pełni sprawności po tym, jak wcześniej Markos dosłownie złamała jej kark, gdy nauczycielka próbowała wytłumaczyć Susie konsekwencje rytuału. I tutaj widać dokładnie nieścisłości fabularne scenariusza, bo niby uczestnictwo w rytuale, zostanie naczyniem przywódczyni sabatu musiało być dobrowolne (co podkreślała Blanc), a trudno uwierzyć, że Susie zgodziłaby się na to po zaledwie paru tygodniach przebywania w Akademii, tym bardziej poświęcając bardzo mało czasu na rys psychologiczny postaci, który mógłby to uzasadnić. Oczywiście Guadagnino znalazł rozwiązanie w ukazaniu tego procesu treningu tanecznego dwuznacznie, bo z jednej strony może on wskazywać na stopniowe wprowadzanie dziewczyny w meandry tajemnic, zdobywanie jej zaufania i przygotowywanie do ukartowanej roli, które tymczasem poskutkowało samopoznaniem i odnalezieniem prawdziwej, samodzielnej tożsamości. Problem w tym, że na poziomie budowania fabuły taka mętność sprawia wrażenie nieścisłości i niekoherentoności świata przedstawionego.

Ale wracając do interpretacji. W recenzji wspomniałem o psychoanalitycznych podstawach filmu. I oczywiście, dzięki odniesieniu już na samym początku do teorii symulakru Jeana Boudilliarda, a więc obrazu będącego symulacją, zacierającego granicę między rzeczywistością a fikcją, cały film możemy interpretować jako swoistą alegorię odnajdywania własnej indywidualności w świecie pełnym ideologii i różnych wpływów. A tych jest w filmie cała masa. Ot choćby bardzo rozbudowany wątek psychoterapeuty Josefa Klemperera, który był naocznym świadkiem tragedii nazizmu, i który przekonał się o ich konsekwencjach bardzo dosadnie, gdyż podczas wojny zaginęła jego ukochana żona, do której mimo wupływu lat, ciągle wraca myślami. Wstyd ery hitleryzmu miesza się tutaj z potrzebą oczyszczenia. Jak u całego młodego pokolenia Niemców, którego część swoje wewnętrzne frustracje przemieniła w czyny terrorystyczne. Mamy tutaj także motyw matriarchatu, nie tylko w kontekście bolesnego dzieciństwa Susie, która była wiecznie karcona przez własną matkę, nie bez znaczenia jest tutaj także podkreślona religia rodziny, czyli zaliczani do protestantyzmu Mennonici, ale także w związkach z feminizmem, np. w scenie, w której wiedźmy opętują nachodzących je oficerów policji i na zapleczu rozbierają mężczyzn, śmiejąc się z ich przyrodzeń.



"Suspiria" (2018, dir. L. Guadagnino)
Cała fabuła tworzy misterną sieć wpływów, które oplatają Susie.


Wydaje się, że Gudagnino serwuje widzom swoistą psychologię przeniesienia, nakazując przenieść widzom siebie na postać Susie i dokonując w ten sposób niezbędnego oczyszczenia, ukazując, że mimo otaczających wpływów możemy wytworzyć jakaś samodzielną, naprawdę indywidualną formę osobowości. Najpierw więc bohaterka oczyszcza umysł Klemperera, wcześniej zdradzając mu tajemnicę zaginięcia żony, która zmarła w obozie koncentracyjnym, i na jego prośbę przywracając mu spokój ducha, poprzez wymazanie wspomnień. Natomiast w scenie po napisach, podczas której Susie wykonuje tenże sam gest, co do niemieckiego psychoterapeuty, ale tym razem bezpośrednio w stronę kamery, a co za tym idzie, w stosunku do wszystkich widzów, metaforycznie oczyszcza wszystkich zgromadzonych na sali, jakby pomagając w uwolnieniu się od traum i wpływów otaczającego świata, co ma pomóc nam w odkryciu własnych potrzeb i własnej tożsamości. Westchenienie Suspirii jest więc naprawdę wyraźne, oryginalne i całkiem sugestywne. Problem w tym, czy na pewno całkowicie przekonujące.


Timecode: 00:06 - recenzja, 04:11 - spoiler corner


Komentarze