"Życzenie śmierci", czyli strzelanie na oślep


W remake’u w buty niezapomnianego Charlesa Bronsona wchodzi Bruce Willis i trudno, żeby aktor z takim emploi, doskonale znany z wizerunku filmowego twardziela, nie radził sobie w niemal stworzonej dla niego roli. Szkoda tylko, że nie ma zbyt wiele do grania, bo reżyserowi Eliemu Rothowi, nawet w najlepszej formie, ciągle bliżej do kina klasy B.

"Death Wish" (2018, dir. E. Roth)
Bardzo wyraźnie Eliemu Rothowi zabrakło talentu, aby zmierzyć się z kultowym klasykiem

Paul Kersey jest uznanym chirurgiem, którego życie wygląda jak ostateczne spełnienie amerykańskiego snu. Żyje w zadbanym, przestronnym, luksusowym domu, poranną kawę parzy mu piękna i czuła żona oraz może rozpierać go duma z utalentowanej córki, która właśnie dostała się do wymarzonego college'u. Co prawda, w pracy ciągle styka się z tą brudną rzeczywistością ulic, ale zachowuje komfort oglądania jej z dystansu. Do czasu. Z tej sielanki w sposób brutalny wyrywa go napad na jego dom, w wyniku którego ginie żona bohatera, a poturbowana córka zapada w zagrażającą życiu śpiączkę. Widząc nieefektywne działania policji, Paul postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i w osłonie nocy wymierzać sprawiedliwość grasującym bandytom.

Życzenie śmierci w sposób dość poprawny snuje opowieść o żądnym zemsty mścicielu, który brutalnie rozlicza się z kolejnymi napotkanymi bandziorami, ale filmowi wyraźnie brakuje jakiegoś wyróżnika. Niby Roth próbuje podkreślać makabrę brutalnej sieczki, ale zdecydowanie nie ma talentu i pomysłowości w inscenizacji. Przez to film niezgrabnie miota się w chaosie traktowanej na serio otoczki, groteskowych momentów walk i niezbyt świeżego humoru. To niezdecydowanie reżysera widać także w ujętej w filmie debacie publicznej komentującej poczynania samowolnego mściciela. Niby remake Życzenia śmierci idealnie wpisał się w ostatnią głośną dyskusję o powszechnym dostępie do broni w Ameryce. Roth jest powściągliwy, dość rzeczowo ukazuje obie strony dyskusji, ale zatrzymuje się na oczywistościach, skrajnie relatywizuje odbiór i nie wykorzystuje tego motywu twórczo, jakby nie mając na uwadze, że cała opowieść bardzo jasno opowiada się po stronie powszechnego dostępu do broni. Życzenie śmierci nie było strzałem w stopę reżysera, ale do celu i tak zabrakło mu naprawdę sporo.


Życzenie śmierci
Death Wish, 2018, reż. Eli Roth




! SPOILER CORNER !

Roth robi dwie rzeczy w filmie naprawdę dobrze. Po pierwsze, łączy epickie łysiny Bruce'a Willisa i Deana Morrisa (niezapomnianego Hanka z Breaking Bad), które doświetlają wszystkie plany. Druga sprawa, to komentowanie w pojedynczych przebłyskach absurdów kultury liberalnej. W recenzji wspominałem, że reżyser pokazuje debatę publiczną o działaniach Paula. I po pierwszej akcji bohatera jest on chwalony za pomoc czarnoskórej parze. Oto biały stanął po stronie czarnych. Gdy jednak później dokonuje zimnokrwistej egzekucji na czarnoskórym dilerze narkotyków brutalnie terroryzującym całą okolicę, spotyka go krytyka ze strony tych samych osób, które wcześniej wychwalały postać mściciela pod niebiosa. Tylko dlatego, że ofiara okazała się być konkretnej grupy etnicznej, nie zważając na jej występki. To jawny komentarz do hipokryzji w amerykańskiej debacie publicznej. Ale to tylko jednostkowe przebłyski, które z łatwością giną w chaotycznej reżyserii.

Z czasem akcja filmu przyspiesza do takiego tempa, że cała spokojnie i przejrzyście prowadzona we wprowadzeniu historia gubi jakąkolwiek wewnętrzną logikę. Wystarczy spojrzeć na zabójstwo rzeczonego dilera narkotyków, którego koledzy zamiast wdać się w potyczkę z odosobnionym mścicielem i walczyć o przejęcie schedy po liderze, momentalnie uciekają z miejsca zbrodni. Problemem jest też śpiączka Jordan, córki bohatera, której choroba znacząco spłaszcza czas przemiany Paula, przez co wypada ona bardzo płytko. Dwie szybkie akcje na pobocznych bandziorach i od razu przejście do głównego motywu zemsty nie przekonują, tym bardziej przy tak pobieżnym potraktowaniu.

Rozmemłanie reżyserii widać najlepiej w scenie w windzie, gdzie ze szpitala wychodzą bohater z córką i jego główny przeciwnik, Knox. Wiemy, że bandyta poznaje Paula, bo rzuca jawne aluzje, ale czy nasz mściciel poznał sprawcę jego niedoli? Raczej nie, ale reżyser od razu wrzuca nas w akcję, Knox ponownie napada na dom bohatera, który jest już przygotowany na taką ewentualność, jakby po konfrontacji w windzie spodziewał się błyskawicznego odwetu. Zdolny reżyser potrafiłby zbudować na tym motywie angażujące napięcie, ale Roth jest prostym rzemieślnikiem, który bez większego zastanowienia przechodzi od sceny do sceny. Właśnie przez to „Życzenie śmierci” prezentuje się jako takie nieco uszlachetnione, ale w żaden sposób nieświadome kino klasy B.

Timecode: kiNOWO - Ciche miejsce
recenzja - 00:11, spoiler corner - 07:02

Komentarze