Do oscarowej gali pozostało już tylko kilka godzin. Najwyższy więc czas na przedstawienie faworytów najpopularniejszych kategorii. Czy Gary Oldman w końcu zasłużył na Oscara? Czy Kształt wody rozbije bank ze złotymi stauetkami? Oto część druga analizy oscarowych kategorii.
ZNACZENIE RAMEK NA GRAFIKACH:
13. EFEKTY SPECJALNE
Zawsze mam ogromny problem z filmami w stylu Kong: Wyspa Czaszki (2017, reż. Jordan Vogt-Roberts), w których te efekty specjalne stają się formą dystrakcji, często wspartej chaotyczną akcją, wykorzystywanymi, aby widz nie zwracał uwagi na infantylną, przepełnioną nielogicznościami fabułę. Zamiast więc cieszyć się wspaniałym konceptem wizualnym, dopada mnie jeszcze większa irytacja, że twórcy aż tak próbują mnie oszukać. A na przykładzie pozostałych nominowanych widać doskonale, że za pomocą efektów specjalnych można zbudować rozbudowany, interesujący świat. Chciałbym, żeby Akademicy w końcu docenili żmudną pracę przy świetnie zrealizowanym motion capture w tej nowej serii o Planecie Małp, mimo że do samych filmów mam wiele zastrzeżeń. Z drugiej jednak strony wstydem byłoby nie docenić fantastycznych, godnych kultowego oryginału konceptów z Blade Runner 2049 (2017, reż. Denis Villeneuve). Tym bardziej, że pierwowzór Oscara nie otrzymał, przegrał wtedy z E.T. (1982, reż. Steven Spielberg).
14. MONTAŻ
Wracamy do kazusu montażu dźwięku. Jak już wspominałem w poprzedniej części, przy Oscarach trudno o jakieś wtopy przy nominacjach do kategorii technicznych. Zarówno Kształt wody (2017, reż. Guillermo del Toro), jak i Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (2017, reż. Martin McDonagh) prezentują kawał świetnego rzemiosła. W takiej sytuacji liczy się jednak jakiś wyróżnik, w tym wypadku wpływ montażu na narrację, formę filmu. Widać to choćby w Baby Driver (2017, reż. Edgar Wright), gdzie montaż był bardzo ważny, aby podtrzymać żywy rytm filmowego teledysku. Bardzo ciekawie prezentuje się również Jestem najlepsza. Ja, Tonya (2017, reż. Craig Gillespie), który stara się opierać na żywiołowość obrazu, narracji opartej właśnie na montażu, bardzo nowoczesnej, czerpiącej z doświadczeń internetu. Mam jednak wrażenie, że momentami Gillespie zatrzymywał się w pół drogi, nigdy nie szedł na całość, jak zrobili to choćby twórcy szalenie niedocenionego Big Short (2015, reż. Adam McKay). W takiej sytuacji zwycięzca może być tylko jeden. Cały pomysł na Dunkierkę (2017, reż. Christopher Nolan) opiera się na precyzyjnej konstrukcji montażu równoległego, który prowadzi całą narrację i buduje napięcie filmu. Koncepcyjnie Dunkierka jest prawdziwym majstersztykiem.
15. ZDJĘCIA
Będzie bardzo krótko. Rogerowi Deakinsowi ten Oscar należy się jak psu buda. 14 nominacji, zero statuetek. A facet robił zdjęcia do Fargo (1996), To nie jest kraj dla starych ludzi i Zabójstwa Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (oba 2007, sic!), Labiryntu, czy też Sicario. Deakins w niesamowity sposób potrafi wydobywać z przepastnych pejzaży wewnętrzną pustkę. Jego umiejętności doskonale sprawdziły się w Blade Runner 2049, gdzie niemal każdy kadr to osobne dzieło sztuki. Aby totalnie zakochać się w pracy Deakinsa wystarczy obejrzeć sekwencję początkową filmu, precyzję z jaką długie ujęcia wprowadzają do historii i stopniowo budują napięcie. Jeśli jednak nie on, to tylko Rachel Morrison za fantastyczne skąpanie w błocie i brudzie południa USA kadrów z Mudbound (2017, reż. Dee Rees).
16. AKTORKA DRUGOPLANOWA
To był dobry rok dla aktorek, co widać także wśród ról drugoplanowych, gdzie stawka jest niesamowicie wyrównana. Nawet Octavia Spencer jako dobroduszna, prostolinijna koleżanka Elizy z Kształtu wody odbiła się po ubiegłorocznej nominacji, która była raczej zasługą Oscars So White. Bardzo interesująco wyglądały również role Lesley Manville w Nici widmo (2017, reż. Paul Thomas Anderson), jako siostry skrywającej się w cieniu brata, która perfekcyjnie steruje całym życiem wokół bohatera i Allison Janney w Jestem najlepsza. Ja, Tonya, wymagającej, agresywnej matki, która ogarnia własnym mrokiem psychikę córki. Natomiast dzięki całej historii z Mudbound postać Mary J. Blige wyrywa się z prostego schematu kochającej i czułej matki-Afroamerykanki i staje się niemal symbolem pewnej tragicznej epoki. Bardzo chciałbym jednak, aby statuetkę wygrała Laurie Metcalf z Lady Bird (2017, reż. Greta Gerwig). Aktorka potrafiła idealnie roztoczyć wokół siebie (na czym skupia się też zwiastun filmu) otoczkę kojącego ciepła i paraliżujących wymagań. Konfrontacje matki z córką to najlepsze momenty Lady Bird, zachwycają one prawdziwością i złożonością relacji, w której nie ma prostych rozwiązań.
17. AKTORKA PIERWSZOPLANOWA
Przez większość Jestem najlepsza. Ja, Tonya Margot Robbie wykonała kawał świetnej roboty, umiejętnie wydobywając z mentalności amerykańskiego rednecka ogromne zaangażowanie w pasję do łyżwiarstwa. Jej rolę zaburza jednak CGI, używany przy bardziej złożonych układach tanecznych, w których miny aktorki wyglądają dość karykaturalnie. Ogromna szkoda.
O nominacji dla Meryl Streep wspominałem już na moim kanale na YouTube. Jej rola w Czwartej władzy (2017, reż. Steven Spielberg) to w końcu występ godny docenienia. Przez lata Streep parodiowała samą siebie, traktując kolejne filmy jako poligon dla własnych nadekspresyjnych szarż. W filmie Spielberg jest jednak wyciszona, stłamszona przez otaczających ją mężczyzn, nad którymi wszakże ma władzę, ale nie ma za grosz pewności siebie, aby z niej korzystać. Równie ciekawie zaprezentowała się Saoirse Ronan, która w Lady Bird wciela się w rolę nieopierzonej, zbuntowanej, często irytującej nastolatki. Aktorka potrafiła jednak wydobyć z postaci niezbędną niepewność, pewną subtelność dorastania, które idealnie balansują jej wybuchy młodzieńczych uniesień.
W Kształcie wody prawdziwy popis daje Sally Hawkins. Scenarzyści pozbawili aktorkę głosu, jej bohaterka jest niema. Mimo tego Hawkins potrafiła idealnie oddać wrażliwość postaci, subtelnie wykorzystując własną bardzo wyrazistą mimikę. Faworytką jest chyba jednak i tak Frances McDormand. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri to aktorski fajerwerk z niezapomnianą Marge z Fargo w roli głównej. McDormand jest całkowicie bezbłędna w próbie ukrywania gniewu i własnej wrażliwości za fasadą kamiennego wyrazu twarzy. Jakże pięknie widać to w scenie, w której żona szeryfa odwiedza bohaterkę, aby z nią porozmawiać. W tej jednej chwili McDormand pozwala swojej postaci minimalnie załamać beznamiętność, spod której przedzierają wszystkie wątpliwości, które tak długo tłamsiła w sercu.
18. AKTOR DRUGOPLANOWY
Ach, gdyby Ridley Scott pozostawił Kevina Specy'ego we Wszystkich pieniądzach świata (2017), cóż to byłby za złoczyńca! Prawda jest jednak taka, że postać Jean Paula Getty'ego to niemal kalka Scrooge'a. Owszem, Christopher Plummer daje popis aktorskiego rzemiosła, ale na Oscara to zdecydowanie za mało.
Jak już pisałem przy okazji McDormand, Trzy billboardy za Ebbing, Missouri to aktorski fajerwerk. Nie do końca przekonuje mnie rola Sama Rockwella, który przez lwią część filmu jest trochę takim comic reliefem w formie stereotypowego rednecka. Znacznie ciekawszy wydaje się natomiast Woody Harrelson, który musi pogodzić małomiasteczkową mentalność z kolejnymi wyzwaniami, z których te rzucane mu przez Mildred okażą się błahostką.
W roli melancholijnego Gilesa, przyjaciela Elizy z Kształtu wody zachwyca Richard Jenkins. Del Toro dał aktorowi miejsce na rozbudowanie postaci, dzięki czemu może on ukazać cały bagaż emocjonalny, który wytworzył w nim ogromną nostalgię i poczucie odrzucenia. Ogromnym błędem byłoby jednak niedocenienie Willema Dafoe i jego roli we w ogóle niedocenionym przez Akademików The Florida Project (2017, reż. Sean Baker). Naprawdę Czas mroku dostał nominację do najlepszego filmu kosztem produkcji Bakera?! Postać Dafoe jest pewnym wytrychem do przedstawianego światka Ameryki B. Przygląda się on wydarzeniom z dystansu, ale także pełni pewną kontrolę nad życiem bohaterów. Jest rozdarty między obowiązkami i bezdusznym regulaminem, a pewną dozą zrozumienia i empatii względem niepokornych lokatorów. To najwyższy czas, żeby docenić również kunszt Dafoe.
19. AKTOR PIERWSZOPLANOWY
Kategoria, która wyblakła całkowicie po politycznej decyzji o pominięciu Jamesa Franco. Disaster Artist (2017, reż. James Franco) całkowicie opierał się na postaci Tommy'ego. Gdyby Franco przeszarżował, o co było bardzo łatwo, popadłby w zgubną przesadę, film stałby się prostym wyśmiewaniem niesławnego The Room (2003, reż. Tommy Wiseau). Gwiazdorowi udało się jednak podbudować ten egocentryzm bohatera niesamowitą dozą specyficznej szczerości. Zarówno postacie Daniela Kaluuya z Uciekaj! (2017, reż. Jordan Peele) i Denzela Washingtona z Roman J. Israel, Esq. (2017, reż. Dan Gilroy) to w ogóle nie ten kaliber.
W Tamtych dniach, tamtych nocach (2017, reż. Luca Guadagnino) świeżością i naturalnością zachwycił Timothee Chalamet. To właśnie dzięki niemu Elio jawi się jako ożywcza, niepewna młodzieńczość. Jak zwykle swoje zrobił także Daniel Day-Lewis, który w Nici widmo wciela się w introwertyczną ikonę światka mody, projektanta Reynoldsa Woodcocka. To bardzo interesująca postać, rozdarta między przywiązaniem do zmarłej matki i fascynacją Almą, między własnymi nerwicami i koniecznością otwarcia się w związku ze znacznie młodszą kobietą.
Wydaje się jednak, że nic nie zabierze statuetki Gary'emu Oldmanowi. W trzecim akcie Czas mroku całkowicie przesadza, odlatuje w opary absurdu, ale mimo wszystko Churchill w wykonaniu brytyjskiego gwiazdora to precyzyjna w każdym pojedynczym kadrze konstrukcja niepewności legendarnego angielskiego przywódcy. Mimo sporej charakteryzacji, Oldmanowi udało się całkowicie zapanować nad mimiką i starannie oddać najmniejsze gesty. Pomocną dłoń do aktora wyciągnął także reżyser, który tak prowadził narrację, aby skupiać się na jego postaci i podkreślać wszelkie szczegóły jego gry.
20. SCENARIUSZ ADAPTOWANY
Logan: Wolverine (2017, reż. James Mangold) w ogóle mnie nie przekonuje. Na początku mami widza strasznie ciekawym pomysłem, zabawą z kinem suberbohaterskim, gdzie ci herosi są już podstarzali, niedołężni, ale z każdą kolejną minutą zmienia się w ten doskonale wszystkim znany schemat nieznośnie chaotycznego akcyjniaka.
Swoje problemy ma także Gra o wszystko (2017, reż. Aaron Sorkin), która z jednej strony zachwyca precyzyjną konstrukcją, a z drugiej ma momenty totalnie kiczowate, jak choćby karykaturalnie wzniosłe przemowy Jaffey'a. Nie do końca działa również Disaster Artist, w którym mamy do czynienia z nagromadzeniem infantylnych żarcików. Do tego na rozbudowaniu postaci Tommy'ego ucierpiał młodszy z braci Franco, odtwórca roli Grega, przyjaciela głównego bohatera, który z czasem traci jakąkolwiek wielowymiarowość.
Z drugiej strony Mudbound zachwyca prostotą, szczerością i wymownością. Zdecydowanie najlepiej prezentują się jednak Tamte dni, tamte noce. James Ivory sprawił, że w każdym momencie filmu da się odczuć pewną melancholię za młodzieńczą witalnością. Dialogi skrzą się od niepewnych uniesień i zmieniają tę zwyczajną historię o pierwszej miłości w pełnokrwisty romans.
21. SCENARIUSZ ORYGINALNY
Osobiście nie mogę ścierpieć tonu I tak cię kocham (2017, reż. Michael Showalter), w którym aż prosiło się, żeby ten rozbuchany sentymentalizm zmiękczyć motywami drapieżnego stand-upu. W drugiej części filmu zawodzi również Uciekaj!, który najpierw kusi niesamowitą przewrotnością, satyrą i niejednoznacznością, ale gdy wszystkie karty są już na stole, to staje się do bólu przewidywalnym horrorem. Lady Bird natomiast za pomocą soczystych, pomysłowych, ale także zaskakująco rzeczywistych dialogów, odświeża nurt kina o dojrzewaniu nastoletniej dziewczyny. Łopatologiczne zakończenie filmu zostawiło mnie jednak z mocnym poczuciem niespełnienia.
W Kształcie wody dochodzi do takiego nagromadzenia przeróżnych gatunków i wątków, że połączenie ich w spójną całość graniczyło z cudem. A jednak wyszło to znakomicie. Poszczególne sekwencje przechodzą płynnie, dając przy tym czas bohaterom na zanurzenie się w tym fantastycznym świecie i pozwalając odpowiednio wybrzmieć wszystkim licznym motywom historii. Nie obraziłbym się na zwycięstwo filmu del Toro, ale zarazem trochę ubolewałbym nad wspaniałymi Trzema billboardami za Ebbing, Missouri. To film, który tworzy bardzo wyrazistych bohaterów, cały czas ścierających się ze sobą za pomocą nasyconych, często drapieżnych dialogów. A przy tym nigdy nie idzie na łatwiznę, ciągle stawia przed postaciami logiczne przeszkody, zadaje im trudne dylematy moralne, których brzmienie pozostaje z widzami na długo po zakończeniu seansu.
22. FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
W Fantastycznej kobiecie (2017, reż. Sebastian Lelio) rzeczywiście główna bohaterka jest fantastyczna, ale sam film popada w ton prostego dydaktyzmu i moralizatorstwa. Jakoś nie mogę też do końca przekonać się do wielkiego zwycięzcy ubiegłorocznej edycji festiwalu w Cannes, czyli The Square (2017, reż. Ruben Ostlund). W pierwszej części reżyser bardzo ciekawie zarysowuje problematykę, ale później poszerza ją o kolejne motywy do tego stopnia, że zaczyna ślizgać się po ich powierzchni, w sumie ukazując doskonale znane oczywistości.
Drogę na szczyt kontynuuje natomiast kino węgierskie, które i w tym roku wystawiło mocnego kandydata. Nad Duszą i ciałem (2017, reż. Ildiko Enyedi) unosi się nomen omen duch metafizyki w stylu Krzysztofa Kieślowskiego. Nawet schemat komedii romantycznej, w który popada nieco film w drugiej części, nie przeszkadza tak bardzo dzięki przewrotności i specyficznemu humorowi historii. Wielkim faworytem jest chyba jednak Niemiłość (2017) Andrieja Zwagincewa, który po raz kolejny udowodnił, że poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Rosyjski reżyser przelewa uczucie niemiłości na cały ekranowy świat, niszczy ono od wewnątrz kolejnych bohaterów, doprowadzając ich do stanu całkowitej beznamiętności. To powtarzające się koło niemiłości, przelewanej na każdą kolejną osobę, ostatecznie dotyka całego społeczeństwa i samej mateczki Rosji. Pomyśleć, że to dopiero pierwsza nominacja do Oscara twórcy Powrotu (2003), Wygnania (2007) i Lewiatana (2014).
23. REŻYSERIA
Już wspominałem o minusach Uciekaj! przy okazji scenariusza oryginalnego. Autor tekstu i zarazem reżyser, Jordan Peele, nie potrafił tchnąć ożywienia w drugą część, która jawi się jako standardowy horror/thriller. Mimo pomysłowych dialogów także Lady Bird Grety Gerwig momentami popada w schematy doskonale znane z gatunku.
Osobnym przypadkiem jest Paul Thomas Anderson, który powrócił z kolejnym filmem, aby jeszcze ponękać wielbicieli kina na całym świecie. Dlaczego ponękać? Anderson jest jednym z najbardziej radykalnych formalistów amerykańskiego filmu. Jego twórczość opiera się na specyficznej, rwanej narracji, która w każdej sekwencji przewartościowuje rzeczywistość zastaną w poprzednim fragmencie. Jego filmy wymagają więc od widza ciągłej uwagi, intensywnego odbiorczego zaangażowania, przez co nie dają nawet chwili wytchnienia. Przez to w jakiś sposób strasznie męczą, ale mniej więcej tak samo, jak choćby filmy Antonioniego. Nić widmo to również przykład takiej taktyki twórczej, która korzysta z klisz kostiumowego melodramatu i wyciąga z niego nowe znaczenia. Oglądając jednak film odniosłem wrażenie, że Anderson nieco zbyt późno ukazuje przewrotność świata ekranowego i przez lwią część czasu pozostawia widza z irytującym pytaniem: "ale właściwie dokąd zmierzasz?".
Równie wymagającym od widza filmem jest Dunkierka. Christopher Nolan bez żadnego ostrzeżenia wprowadza widza w wykreowany świat, w którym przeplatają się ze sobą trzy rzeczywistości czasowe. Zresztą, Dunkierka to prawdziwy popis obrazowości kina, przez znaczną większość filmu reżyser skupia narrację na zdjęciach, ogranicza dialogi do niezbędnego minimum i w ten sposób buduje całe napięcie historii. To niesamowity popis sztuki reżyserskiej.
Mimo wszystko najbardziej kciuki będę trzymać za Guillermo del Toro, który w Kształcie wody uwarzył zachwycający przeróżnymi smakami, różnorodny eliksir. Wręcz nieprawdopodobne jest w jaki sposób udało mu się zapanować nad scenariuszem przepełnionym wątkami, momentami w ogóle nieprzystającymi do siebie. Tym bardziej, że każdy z tych licznych motywów i każdy z bohaterów ma wystarczająco dużo czasu, aby odpowiednio wybrzmieć i zaznaczyć swoją obecność.
24. NAJLEPSZY FILM
Najpierw przypominam, że krótkie wideo-recenzje wszystkich kandydatów
do miana najlepszego filmu znajdziecie na moim kanale YouTube:
Teraz pora na ubolewania, że w stawce znalazł się Czas mroku, który w trzecim akcie totalnie rozpada się pod ciężarem karykaturalnej pompatyczności. Zdecydowanie bardziej warto było docenić The Florida Project lub nawet Disaster Artist.
Moi faworyci to jednak przede wszystkim trzy filmy. Trzy billboardy za Ebiing, Missouri za niesamowicie złożoną rozprawę o istocie człowieczeństwa, czyli potrzebie dialogu z drugim człowiekiem. Kształt wody, który może nie traktuje o rzeczach odkrywczych, ale dzięki talentowi twórców, w sposób bardzo baśniowy, w emocjonującej fabule odświeża temat tolerancji, zachowując przy tym najwyższy poziom realizacji każdego szczegółu filmowego rzemiosła.
No i przede wszystkim - Tamte dni, tamte noce. Film Guadagnino to jedno wielkie młodzieńcze westchnienie, które w całkowicie bezpretensjonalny sposób traktuje o dorastaniu i odkrywaniu siebie. Nad całym filmem unosi się duch Luchino Viscontiego, a już szczególnie pewnej nostalgii za utratą czegoś bardzo ważnego. Przez każdy najdrobniejszy fragment przeziera ogromna melancholia, ale także energiczność młodości, jej żywiołowość i świeżość. To kawał przepięknego i niesamowicie uczuciowego kina!














Komentarze
Prześlij komentarz