Samoświadomość jest w "Ostatnim Jedi" bardzo silna



Ostatni Jedi (2017, reż. R. Johnson) to prawdziwa gratka dla fanów serii Gwiezdnych wojen. Przebudzenie mocy (2015, reż. J. J. Abrams) było zmyślnym pastiszem, hołdem oddanym oryginalnej trylogii, który był niezbędny po fatalnych częściach I-III. Najnowsza odsłona serii jest już jednak bardzo zgrabną i zabawną grą z oczekiwaniami widzów i - przede wszystkim - fanów, wprowadzającą nowe autoironiczne tony do świata Gwiezdnych wojen.

"Star Wars: The Last Jedi" (2017, dir. R. Johnson)
Po długim oczekiwaniu Mark Hamill w końcu zalicza swój wielki powrót w roli Luke'a Skywalkera.

Jak zwykle premierę filmu poprzedziły miesiące debat na temat zwiastuna: czy Luke przeszedł na ciemną stronę mocy? Czy Rey ulegnie pokusom Kylo Rena? Co dokładnie zaszło między Lukiem a młodym Benem Solo? Spokojnie, nie będę tu zdradzał żadnych szczegółów. Tym bardziej, że film utkany jest autotematycznymi oczekiwaniami wobec serii i cała zabawa polega na zderzaniu własnych wyobrażeń z często budzącymi śmiech rozwiązaniami twórców.

Epizod VIII rozpoczyna się mniej więcej tam, gdzie zakończyło się Przebudzenie mocy. Niedobitki rebeliantów uciekają przed Najwyższym Porządkiem, ale wpadają w pułapkę. Godziny dzielą ich od niszczycielskich rozkazów generała Huxa, który zmobilizował wszystkie siły, aby ostatecznie rozprawić się z buntownikami pod przewodnictwem Lei. W tym czasie Rey próbuje przekonać Luke'a do przyłączenia się do walki. Nie jest to jednak w ogóle po drodze z planami ostatniego mistrza Jedi. Jego były uczeń Kylo Ren stara się natomiast uporać z wewnętrznymi rozterkami, na co coraz bardziej naciska Naczelny Wódz Snoke.

"Star Wars: The Last Jedi" (2017, dir. R. Johnson)
Czy teorie fanów o płynnej granicy między jasną i ciemną stroną Mocy były zasadne?

W filmie dostajemy dokładnie to, co zaserwował zwiastun, czyli miszmasz wojennej jatki z X-Wingami, Niszczycielami i AT-AT-ami oraz wątek odkrywania niuansów Mocy przez Rey i Kylo Rena. I trzeba przyznać, że twórcy przeprowadzili historię bardzo zgrabnie. Kosmiczne walki zachwycają efektowną choreografią. Wątek Mocy został natomiast pogłębiony o płynną granicę między stroną jasną i ciemną. Po walce z Przebudzenia Mocy Rey i Kylo nawiązują psychiczną więź, która pozwala im przeglądać się w sobie nawzajem. Bohaterowie muszą więc mierzyć się również ze swoją wewnętrzną naturą. I nie chodzi tu tylko o adeptów Mocy, ale także choćby o porywczego Poe, którego niesforne bohaterstwo powoduje więcej strat niż zysków.

Twórcy doskonale zdawali sobie sprawę, że ten nieznośny patos Lucasa (przebijający również w oryginalnej trylogii) nie przystaje do XXI w. Główna zabawa z oglądania Ostatniego Jedi płynie więc z pomysłowej, autoironicznej konstrukcji filmu. Za każdym razem nasze oczekiwania względem historii, schematów wytworzonych przez serię Gwiezdnych wojen i przyzwyczajeń gatunkowych, zostają zderzone z pomysłowym, przewrotnym, często komicznym rozwiązaniem. Np. kiedy na ekranie pojawia się wielki statek kosmiczny, który zbliża się do lądowania, to kamera oddala się, aby w planie pełnym ukazać nam, że było to... robotyczne żelazko, które właśnie prasuje mundury Najwyższego Porządku.

"Star Wars: The Last Jedi" (2017, dir. R. Johnson)
Zapowiadany w zwiastunie filmu trening Rey wcale nie przebiega zgodnie z oczekiwaniami.

Ostatni Jedi igra z widzem i bawi się jego przyzwyczajeniami, również w zakresie fabuły. Ogromną zaletą filmu jest jednak fakt, że ten figlarny ton jest bardzo wyważony, nie irytuje, nie odciąga od istoty historii, a wręcz staje się jego integralną częścią. Dzięki temu w końcu dostajemy nowe, znacznie bardziej przystające do dzisiejszej rzeczywistości, otwarcie świata Gwiezdnych wojen. Jeśli jesteś fanem serii, to jest to zdecydowanie film, którego przez te wszystkie lata szukałeś.



Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
Star Wars: The Last Jedi (2017, reż. Rian Johnson)




Komentarze