Lanthimos składa ofiarę, czyli kolejny pokaz kunsztu greckiego reżysera


Najnowsze dzieło Yorgosa Lanthimosa pozostawia uczucie niespełnienia, ale wcale nie w pejoratywnym znaczeniu tego słowa. W Zabiciu świętego jelenia (2017) wybitna artystowska forma podkreśla mnogość wątków i tropów interpretacyjnych. Dzięki temu obrany przez reżysera gatunek thrillera stał się odbiciem złożonych niepokojów współczesnego człowieka.


"The Killing of a Sacred Deer" (2017, dir. Y. Lanthimos)
Podobnie jak w głośnym "Kle" (2008) Lanthimos zarysowuje pozornie spokojny,
acz wewnętrznie niepewny, obraz rodzinnych więzi

Grecki twórca bierze szturmem światowe kino artystyczne, kolejnymi filmami jeszcze bardziej ugruntowując swoją mocną pozycję w światku filmowym. Lanthimos zachwyca zmyślnymi scenariuszami, będącymi przenikliwym spojrzeniem na społeczeństwo i rolę człowieka w dzisiejszej rzeczywistości. Reżyser potrafi przy tym nadać swoim pomysłom precyzyjną, refleksyjną formę, dzięki czemu wytwarzane przez niego ekranowe rzeczywistości skłaniają do zastanowienia nad zasadnymi pytaniami o człowieczeństwo, więzi społeczne oraz sens i rolę jednostki w nowoczesnym, przesiąkniętym ideologiami świecie.

W Zabiciu świętego jelenia Lanthimos przedstawia nam historię rodziny Murphych. Głowa domu, Steven (Colin Farrell) jest uznanym kardiochirurgiem, natomiast jego żona Anna (Nicole Kidman) pełni rolę doskonałej gospodyni domowej, znajdując przy tym czas na prowadzenie kliniki okulistycznej. Dwójce ich dzieci, nastoletniej Kim i młodszemu Bobowi, nie brakuje więc niczego, dzięki czemu mogą skupić się na odnoszeniu kolejnych sukcesów w szkole. Tę pozorną sielankę idealnej rodziny reżyser naznacza jednak chłodem, pewną dozą beznamiętności poszczególnych relacji, doskonale podkreśloną w scenie absurdalnego seksu pary małżeńskiej. Anna odgrywa przed mężem rolę całkowicie znieczulonej przed zabiegiem, bezwiednej pacjentki, która staje się przedmiotem pożądania Stevena.


"The Killing of a Sacred Deer" (2017, dir. Y. Lanthimos)
Dom Murphych z zewnątrz wydaje się typowym, szczęśliwym miejscem,
które będzie zachowywać swoją fasadę do momentu wypływania kolejnych tajemnic 

Ten pozorny spokój rodziny przełamuje osoba Martina (Barry Keoghan), któremu Steven próbuje w jakiś sposób, w tajemnicy przed żoną, zastępować zmarłego ojca. Mężczyzna spotyka się z młodzieńcem, ostatnimi czasy jednak chłopak stara się nasilić te relacje i częstotliwość spotkań. Lanthimos podkreśla niepokój sytuacji poprzez złowieszcze dźwięki akordeonu Janne Rattya oraz sposób filmowania scen, przesuwając akcję na kraniec kadru, aby zasugerować zagadkowe, skrzętnie skrywane drugie dno opowieści. Od samego początku wiemy więc, że coś w tym świecie jest nie tak, że za tą fasadą kryje się jakaś mroczna tajemnica.


Lanthimos stopniowo odkrywa kolejne karty, tworząc zaskakujący, trzymający w napięciu thriller. Reżyser obleka jednak historię nawiązaniami do mitologii greckiej, religii i współczesnych problemów społeczno-kulturowych, tworząc niezwykle zawiły, a przy tym zaskakująco spójny, komentarz o odpowiedzialności za grzech, relatywizmie sprawiedliwości w dzisiejszym świecie oraz niepewnych więzach międzyludzkich. Te wszystkie problemy znajdują doskonałe odzwierciedlenia w postawach i relacjach bohaterów.


"The Killing of a Sacred Deer" (2017, dir. Y. Lanthimos)
Brawurowa rola Barry'ego Keoghana jest zdecydowanie
jednym z najciekawszych pokazów aktorstwa mijającego roku

Po raz kolejny Lanthimos nakłada swoim aktorom maski emocjonalnego wycofania i nakazuje im grać na granicy autyzmu. Dzięki temu zabiegowi od samego początku odnosimy poczucie tajemniczości świata, rodzinna sielanka sprawia wrażenie wewnętrznej pustki, natomiast późniejsze reakcje bohaterów nabierają dodatkowego bagażu skumulowanej uczuciowości. Zachwyca i sukcesywnie coraz bardziej emocjonalny Colin Farrell, i dystyngowana w oziębłości Nicole Kidman, i - w końcu - powściągliwie rozedrgany Barry Keoghan. Na tle tego pozornie chłodnego świata przedstawionego tworzą oni energetyczny trójkąt skomplikowanych zależności.

Zabicie świętego jelenia to jeden z tych filmów, które po seansie jeszcze długo zostają w głowie i sprawiają, że widz zmuszony zostaje do indywidualnego rozszyfrowania złożonej struktury niejednoznacznych wątków. Obfita ofiara złożona na ekranie przez Lanthimosa pozostawia wiele pytań. Wielu, których ciekawość została niezaspokojona, dopytuje wręcz o intencje reżysera, dopatrując się w filmie artystowskiej, chaotycznej grafomanii. Osobiście uważam natomiast, że od podawania subiektywnych odpowiedzi znacznie ciekawsze jest stawianie starannych, dociekliwych pytań. A zapewniam, że pytania zadane przez Lanthimosa będą pobrzmiewać w myślach jeszcze długo po finale filmu.


Zabicie świętego jelenia
The Killing of a Sacred Deer, 2017, reż. Yorgos Lanthimos





! SPOILER CORNER !



Lanthimos stworzył film precyzyjny, ale sprawiający wrażenie rozgwaru myśli, które mogą przytłoczyć i całkowicie odrzucić mniej doświadczonego widza, spodziewającego się raczej gatunkowej opowieści o pomysłowej zemście (jak obiecuje sam zwiastun). Byłem zresztą świadkiem haseł o "beznadziejności", "słabości" i "nudzie" Zabicia świętego jelenia. Mój wewnętrzny egzaltowany filmolub buntuje się takiemu podejściu, ale trudno nie przyznać racji, że skrajnie artystowska forma i wydumane rozwiązania fabularne mają się nijak do oczekiwań osób, które po prostu chciały obejrzeć porywający thriller. Te zabiegi twórcze mają jednak swoje całkowite uzasadnienie w przekazie historii. A co właściwie chciał powiedzieć twórca? Poniżej znajdziecie moją osobistą interpretację filmu.

Zabicie świętego jelenia utkane jest z tajemnic, których rozwiązania przewartościowują filmową rzeczywistość. Pierwszą z zagadek jest motywacja Stevena w utrzymywaniu relacji z Martinem. Okazuje się, że kardiochirurg operował ojca chłopaka, ale mężczyzna zmarł na stole operacyjnym. Drugi przewrót otrzymujemy, gdy wychodzi na jaw, że próba zbliżenia się Martina do lekarza wynika z chęci podejścia ofiary. Młodzieniec zaplanował wyrafinowaną zemstę za krzywdy doznane przez Stevena. Zemsty bardzo zimnokrwistej, brutalnej, ale, jak przyznaje sam bohater, "jest to jedyna sprawiedliwość, jaka wydawała się mu odpowiednia". 


"The Killing of a Sacred Deer" (2017, dir. Y. Lanthimos)
Postać demonicznego Martina z pewnością przejdzie do historii kina
jako przykład złowieszczego fatum

W pewnym momencie Martin oznajmia Murphy'emu, że stopniowo każdy kolejny członek jego rodziny będzie popadał w zagadkową chorobę, która rozpocznie się paraliżem, a kolejnymi objawami będą całkowity brak łaknienia oraz krwawienie z oczu. Po tym ostatnim zostaną już jednak zaledwie godziny do zgonu. Jedynym sposobem na zatrzymanie tej spirali śmierci jest rozwiązanie przedstawione przez chłopaka, czyli uśmiercenie przez Stevena jednej z bliskich osób. Ostatnią tajemnicą jest natomiast ujawnienie faktu, że Murphy może odpowiadać za śmierć ojca Martina. Podczas tamtego dyżuru był podpity, co prawdopodobnie doprowadziło do późniejszej abstynencji bohatera.

Lanthimos w żadnym momencie nie wyjaśnia co dokładnie zrobił Martin, aby wywołać chorobę u rodziny Murphych, ale podrzuca poszlakę w postaci fragmentu ulubionego filmu chłopaka, Dnia świstaka (1993, reż. H. Ramis). Reżyser pokazuje fragment, w którym zdesperowany ciągłym przeżywaniem tego samego dnia Phil (Bill Murray) oznajmia ekranowej partnerce (Andie MacDowell), że jest bogiem. Zabicie świętego jelenia jest zresztą przesiąknięte nawiązaniami do mitologii greckiej i religii chrześcijańskiej.


"The Killing of a Sacred Deer" (2017, dir. Y. Lanthimos)
Dokonania współczesnej nauki są niezwykle wartościowe, ale pozostają
zaledwie kroplą w morzu znajomości otaczającego nas wszechświata

W pewnym momencie przywołana zostaje historia Ifigenii, córki Agamemnona, przywódcy Greków, który postanawia poświęcić dziewczynę w ofierze, aby przebłagać boginię Artemidę za pomyślność w wojnie trojańskiej. W ostatniej chwili Artemida zstępuje z niebios i zastępuje Ifigenię jeleniem. Ta historia przywołuje oczywiście również biblijną opowieść o Abrahamie i Izaaku. Sam wątek Stevena można wpisać natomiast w wydarzenia z Księgi Hioba, gdzie tytułowy bohater zostaje wystawiony przez boga na próbę wiary i do samego końca, mimo kolejnych nieszczęść, pozostaje niezłomny i przekonany o swojej prawości. Lanthimos łączy te dwie historie i stawia swojego bohatera przed tragicznym wyborem, dylematem moralnym: pozostawać w niezłomności i patrzeć na śmierć kolejnych bliskich, czy też przyznać się do winy i zabić jednego członka rodziny?

W wykreowanym przez Lanthimosa świecie nie ma jednak miejsca dla boga, mimo że plaga wywołana przez Martina sprawia wrażenie jego boskości. Reżyser podkreśla materialność przedstawionej rzeczywistości, np. w scenie otwierającej, gdzie w akompaniamencie Schuberta ukazuje serce w otwartej klatce piersiowej leżącego na stole operacyjnym pacjenta. Człowiek stał się bogiem sam dla siebie, a czasami również dla innych, jak kardiochirurg, którego umiejętności decydują o życiu/śmierci. Ciągle kroczy za nim jednak jakieś fatum (piękne kadry kamery śledzącej przechadzającego się po szpitalu Stevena) i jakaś niezrozumiała siła odciska swoje piętno na jego życiu (skrajnie boska perspektywa przy nagłym paraliżu wychodzącego z oddziału Boba). Ludzie zostali więc pozostawieni w nie do końca oczywistym świecie, w którym ich losy splatają się w chaotycznych, nieprzewidywalnych więzach z innymi. Jak więc egzystować w tej bezładnej rzeczywistości? Jak brać odpowiedzialność za własne wybory?


"The Killing of a Sacred Deer" (2017, dir. Y. Lanthimos)
Przepiękne, wystudiowane zdjęcia Thimiosa Bakatakisa są jedną z wizytówek filmu

W nieco zaburzającym logikę świata przedstawionego, aczkolwiek szalenie emocjonującym zakończeniu, Steven postanawia wziąć do ręki broń i pozwala zadecydować ślepemu losowi, kogo ostatecznie poświęci. Odpowiedzialność za czyny i tak jest nieunikniona, pytanie tylko kto poniesie największe konsekwencje. Traf pada na Boba. W ostatniej scenie widzimy trójkę pozostałych przy życiu członków rodziny jedzących obiad w knajpce, w której Steven spotykał się z Martinem. Po chwili do obiektu wchodzi chłopak i staje przy barze, aby złożyć zamówienie. Bohaterowie niepewnie spoglądają w jego stronę i po chwili wychodzą. Zanim jednak opuszczą lokal Kim, córka Murphych, zdąży jeszcze skosztować kęsa frytek. Właśnie ten gest wydaje się niezwykle znaczący.

W jednej z pierwszych scen Martin informował Stevena, że uwielbia frytki, dlatego zawsze zostawia je sobie na koniec. Ten błahy szczegół znajduje swoje odzwierciedlenie w zakończeniu filmu. Od momentu poznania chłopaka niedoświadczona Kim pozostaje w jego uroku do tego stopnia, że gdy Murphy decyduje się porwać młodzieńca i torturować go w piwnicy, dziewczyna, mimo paraliżu, spełza (podkreślenie małości człowieka) do niego na dół i proponuje mu ucieczkę. Chłopak odmawia, ale przez sam kontakt z Kim, przez fakt dokonanej zemsty, naznacza ją świadomością życia i panujących w nim zależności. Jakby to nie zabrzmiało, fakt trywialnego jedzenia frytek może więc wskazywać na wykształcenie indywidualnej osobowości dziewczyny, na dojrzewanie jej zrozumienia rzeczywistości.


"The Killing of a Sacred Deer" (2017, dir. Y. Lanthimos)
Postać nastoletniej Kim wydaje się kluczowa dla zrozumienia filmu

Oczywiście wszystkie te moje wynurzenia, próbę ogarnięcia filmu Lanthimosa, możecie określić mianem wielkiej nadinterpretacji. Na pewno są też inni, którzy przyjęli odmienny klucz rozumienia dzieła greckiego twórcy. Osobiście odczytuję to jako ogromną zaletę filmu. Zabicie świętego jelenia jest przepełnione pytaniami, na przykład o odpowiedzialność człowieka w stosunku do innych, o rolę człowieka w świecie, o wymiary sprawiedliwości. Lanthimosowi udaje się jednak w sposób przejrzysty przedstawić te problemy w bardzo skomplikowanej fabule, potwierdzając ogromny talent. Naprawdę trudno o lepszy dowód reżyserskiego kunsztu.

Komentarze