Konrad Niewolski powraca po dekadzie nieobecności w polskim kinie. W nadchodzący weekend na ekrany wchodzi najnowszy film (Labirynt świadomości, 2017) uznawanego niegdyś za ogromną nadzieję i wchodzącą gwiazdę reżysera. Uznałem, że to doskonały moment na przypomnienie jego innej, pod wieloma względami wyróżniającej się na tle polskiego kina pierwszej dekady XX w., produkcji. Palimpsest (2006) jest filmem nietypowym, zaskakującym, bazującym na finałowym odkryciu kart, więc jeśli nie chcecie sobie zepsuć przyjemności z ewentualnego seansu, to radzę zakończyć czytanie po piątym akapicie tekstu i przed ostrzeżeniem o spoilerach.
![]() |
| Mimo swoich wad, "Palimpsest" pozostaje jednym z ciekawszych filmów mrocznej epoki polskiego kina |
Ostatnie sukcesy polskiego kina pozwalają z pewnym rozrzewnieniem spoglądać na wszakże nieodległe czasy, kiedy znajdowało się ono w fatalnym położeniu. Dopiero powstanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w 2005 roku pozwoliło na rozwój rodzimej kinematografii i wysyp nowych twórców ze świeższym spojrzeniem na współczesność. W tej wcześniejszej beznadziei także pojawiały się jednak pojedyncze przebłyski. Jednym z nich była kultowa już dzisiaj Symetria (2003) Niewolskiego. Wtedy zaledwie 31-letni twórca wszedł do światka filmowego z pełnym impetem tworząc sugestywny obraz rzeczywistości zza więziennych krat, która wywraca wartości moralne i relatywizuje pojęcia dobra i zła.
Niewolskiego wyróżniał sugestywny i gęsty klimat jego filmów. Kreowane przez niego światy naznaczone były psychologicznym mrokiem i gniotły się w klaustrofobicznych, nieprzyjaznych przestrzeniach. Oczywiście wyjątkiem w lichej filmografii reżysera jest niezbyt udana, bazująca na żenującym dowcipie, komedia Job, czyli ostatnia szara komórka (2006). Aczkolwiek i ten film znalazł swoje własne grono wiernych fanów. Po przeczytaniu wywiadów z twórcą odnoszę jednak wrażenie, że prawdziwy Niewolski to właśnie ten od Symetrii i Palimpsestu. No ale właśnie, czym tak bardzo wyróżnia się drugi z wymienionych filmów?
![]() |
| Film Niewolskiego powstał w czasach, kiedy para Chyra-Cielecka uważana była za wielką przyszłość polskiego aktorstwa |
W Palimpseście Niewolski przeplata sensację, thriller i film psychologiczny. Marek (Andrzej Chyra), inspektor policji, stara się rozwikłać sprawę podejrzanej śmierci swojego przyjaciela, a także kolegi z pracy, Maćka (Tomasz Sapryk). Mężczyzna miał problemy z alkoholem, ale wstępna hipoteza samobójstwa poprzez wyskoczenie z okna mieszkania szybko przemienia się w podejrzenie zabójstwa. Marek sprawdza wszystkie tropy. Odkrywając kolejne szczegóły bohater przypomina sobie ostatnie, suto zakrapiane, spotkanie z przyjacielem, które odbyło się właśnie tej nieszczęsnej nocy. Kto i dlaczego zabił Maćka? Czy możliwe jest, że to on sam jakoś przyczynił się do śmierci przyjaciela? A może ktoś próbuje go wrobić? Psychika Marka zaczyna uginać się pod ciężarem nowych poszlak i dowodów. Rzeczywistość miesza się z fikcją. W jaki jednak sposób rozpoznać, co w tym wszystkim jest realne?
Siłą Palimpsestu jest jego klimat i spójność kluczowych elementów produkcji. Z tym wyrazistym, ciężkim, przepełnionym fatalizmem stylem Niewolskiego idealnie współgrają lapidarne dialogi Igora Brejdyganta, zachowawcza gra aktorów (świetny Grzegorz Warchoł na drugim planie), ograniczona scenografia Moniki Sajko oraz niepokojąca muzyka Bartka Gliniaka. Dzięki temu Niewolskiemu udało się stworzyć kameralną, acz również bardzo sugestywną i niepewną rzeczywistość, która wciąga już od pierwszych kadrów. Oczywiście film ten ma też swoje wyraźne ułomności, które opierają się przede wszystkim na nie do końca przemyślanym scenariuszu. Zamiast ciągle zaskakiwać Niewolski momentami (im dalej w las, tym gorzej) korzysta z przewidywalnych, wręcz schematycznych, rozwiązań. Nie zmienia to faktu, że Palimpsest pozostaje produkcją niezwykle interesującą, przeszczepiającą na grunt polski wzorce zachodniego puzzle films. A co to za zagadkę zaserwował nam Niewolski?
![]() |
| Powracający w filmie motyw Marka przy budce telefonicznej. O jego znaczeniu widz przekonuje się po rozwiązaniu zagadki |
Zobaczcie film lub, osoby nieobawiające się spoilerów, zapraszam poniżej do dalszego czytania. Chociaż - podkreślam - Palimpsest bazuje na koncepcie zagadki (tak jak np. Keyser Soze w Podejrzanych, 1995, reż. B. Singer), więc znajomość jej rozwiązania na pewno wpłynie na późniejszy odbiór filmu. Nadmieniam przy tym, że będę również wspominał o innym puzzle film, Wyspie tajemnic (2010) Martina Scorsese.
! SPOILER CORNER !
Jak już wspominałem, mimo raczej pozytywnego nastawienia do samego filmu i doceniając jego oryginalność w ówczesnym kontekście, główną wadą Palimpsestu jest popadanie w rutynowe lub niezbyt spójne rozwiązania. Na końcu filmu okazuje się, że cały wykreowany świat znajduje się zaledwie w głowie głównego bohatera, który od dwóch miesięcy przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Tymczasem Marek to tak naprawdę alter ego Maćka, który nie potrafi wydobyć się z choroby. Niewolski przez cały film stara się podrzucać tropy, ale niektóre z nich są nieprzemyślane, sprawiając że te szwy łączące obie rzeczywistości są zbyt sztywne. Z jednej strony mamy więc ciekawe ujęcia Marka, który cały czas próbuje się gdzieś dodzwonić, nawiązać z kimś kontakt, ale po drugiej stronie nikt nie odpowiada. Z drugiej natomiast, serwuje się nam przebłyski świadomości w postaci mechanicznych, szybkich ujęć szpitala.
To wszystko zaburza prowadzoną grę z widzem. Zagadka powinna być na tyle zawiła, aby mylić tropy i ciągle zaskakiwać odbiorcę nowymi rozwiązaniami. Niewolski bardzo stylowo, ale jednak tylko upraszcza te zabiegi, popadając w filmowe klisze. Cierpi na tym również wymowna ścieżka dźwiękowa, która w zestawieniu z konwencjonalnymi środkami, momentami niepotrzebnie dodatkowo jeszcze dociska kolanem uczucie niepokoju. To sprawia, że Palimpsestowi zdarza się popadać w karykaturalną przesadę. Widać to także w końcowym 10-minutowym epilogu. Cała sekwencja w rzeczywistym szpitalu psychiatrycznym wypada bardzo sztucznie, a do tego jest niezgrabnym, łopatologicznym wytłumaczeniem filmu. A że można to zakończyć znacznie zgrabniej i subtelniej pokazał Scorsese w, swoją drogą - bardzo podobnej, a przecież późniejszej, Wyspie tajemnic.



Komentarze
Prześlij komentarz