Dezintegracja uczuć w "Nocy" Antonioniego


Jak każdy, czasem lubię wrócić do filmów obejrzanych przed latami. Ostatnio, zainspirowany seansem „Dwójki na drodze” (1967, reż. S. Donen), powtórzyłem sobie „Noc” Michelangelo Antonioniego, czyli drugą część tzw. trylogii (według niektórych, wliczających do serii „Czerwoną pustynię”, 1964, wręcz tetralogii) o samotności człowieka w coraz bardziej zindustrializowanym świecie.

Zjawiskowa Valentina (Monica Vitti, na pierwszym planie) zakłóca pozorny spokój
małżeństwa Giovanniego i Lidii (Marcello Mastroianni i Jeanne Moreau)

Tę posępną rzeczywistość poznajemy przez pryzmat doświadczeń Giovanniego (Marcello Mastroianni) i jego żony Lidii (Jeanne Moreau), którzy przez cały film snują się po ekranowym świecie w nadziei na przerwanie apatii obezwładniającej uczucia. Stan beznamiętności próbują przełamać poprzez rozrywkę, wybierając się do klubu nocnego, czy też biorąc udział w wielkim przyjęciu w domu magnata przemysłowego Gherardiniego. Jednakowoż wszędzie natykają się na objawy przeobrażeń otaczającego świata, świata i uczuć ich młodości, które odchodzą bezpowrotnie. W pewnym momencie, w rozmowie z Gherardinim, Giovanni, uznany pisarz, stwierdza, że pisanie to przeżytek, a współczesnymi pisarzami stają się przedsiębiorcy którzy realnie kształtują otaczającą rzeczywistość. Ten wątek znajduje podkreślenie w śmierci przyjaciela pary małżeńskiej, Tommaso, ogromnego wielbiciela literatury.

Metamorfoza i rozpad pewnego świata widoczny jest jednak najlepiej w beznamiętnej relacji bohaterów, którzy sprawiają wrażenie jakby łączyło ich już tylko przywiązanie i pewna nostalgia. Jest w „Nocy” scena, gdy Lidia wychodzi ze szpitala, w którym leży chory Tommaso, i udaje się na spacer. Kobieta pozwala ponieść się emocjom, które napełniają ją dawną witalnością. Niczym figlarna nastolatka omija slalomem kolejne słupki na chodniku. W połowie zabawę przerywa jej jednak obecność starszej kobiety, która jakby przypomina Lidii, że nie jest już w wieku na takie frywolne zachowania i momentalnie sprowadza bohaterkę do poziomu wcześniejszej powagi. W takich scenach najlepiej widać kunszt Antonioniego. Na pierwszy rzut oka przywołana scena wydaje się trywialna,ale po seansie całego filmu zdajemy sobie sprawę z jej znaczenia, z tego w jaki sposób rozbudowała psychologię postaci, świat ekranowy i przede wszystkim, jak poszerza myśl przewodnią filmu. Kino włoskiego reżysera przepełnione jest takimi niepozornymi, acz niezwykle znaczącymi i przecudownie zainscenizowanymi szczegółami.

Giovanni pozostaje całkowicie obojętny w stosunku do żony. Ekscytację odnajduje w innych miejscach i w postaciach innych kobiet: w szpitalu w namiętnym uścisku z pacjentką, w klubie nocnym w obrazie zadziwiająco elastycznego ciała występującej tam Murzynki i w końcu w domu Gherardiniego w próbie nawiązania romansu z Valentiną (Monica Vitti), córką gospodarza. Ich pierwsze spotkanie (tak cudownie zainscenizowane przez Antonioniego, patrz załączone wideo) przesycone jest subtelnym i eterycznym flirtem.


Próba wskrzeszenia uczuć jest jednak ułudą, szczególnie w kontekście Lidii, o czym świadczy finałowa, chyba jedna z najsmutniejszych w historii kina, scena rozmowy małżonków o świcie. Słowa Giovanniego pozostają tylko pustymi, mechanicznymi frazesami nadziei, nie jest on w stanie wskrzesić dawnych uczuć, choćby dlatego, że już nawet nie potrafi ich rozpoznać.

„Noc”, mimo pozornego wycofania bohaterów, jest filmem pełnym uczuć, doskonale ukazującym twórczość Antonioniego, który używał surowej, acz precyzyjnie wystylizowanej formy, aby odkryć całe spektrum emocjonalności. Do takiego kina i takiego reżysera zdecydowanie warto powracać.


Komentarze